Zottarella – smaczna kuchnia bez GMO

Po raz kolejny dzięki TRND miałam okazję testować pyszności od Zott. Tym razem nie było słodko, lecz wytrawnie i muszę przyznać, że to było spore zaskoczenie – oczywiście pozytywne, ponieważ do tej pory mozzarella nie była moim ulubionym typem sera. Co się zmieniło i dlaczego jem ją zdecydowanie częściej? Zobacz jaka jest Zottarella…

Zott oferuje nam szeroką gamę produktów bez GMO, dzięki czemu każdy znajdzie coś dla siebie. Na sklepowych półkach znajdziemy:

  • Zottarella Minis w wygodnym opakowaniu, które z łatwością możemy przechowywać w lodówce – jak sama nazwa wskazuje kawałki mozarelli są w sam raz na jeden kęs. Do wyboru mamy: serki w kształcie serduszek, klasyczne kuleczki, z dodatkiem bazylii lub z dodatkiem peperoncini.
  • Zottarella kulka 125 g klasyczna, z bazylią lub Light o obniżonej zawartości tłuszczu.
  • Zottarella XXL – duża kulka klasyczna, lub z bazylią.

Smakowały mi wszystkie, bez wyjątku. Zottarellę Minis wykorzystywałam do sałatek i zup, klasyczne kulki idealne były na kanapki, zaś kulki XXL  doskonałe były do przyrządzenia pizzy. Oczywiście możliwości jest mnóstwo i każdy znajdzie swój sposób na wykorzystanie tych pyszności.

Czym się różni Zottarella od innych marek produkujących ten rodzaj sera? Wszystkie produkty potrzebne do wytworzenia Zottarelli są wolne od GMO, a krowy dające mleko są karmione paszą wolną od genetycznie modyfikowanych organizmów i pochodzących z Europy. To nam gwarantuje nie tylko smak, ale i bezpieczeństwo także w kuchni. W Zott do produkcji 1 kg sera wykorzystuje się aż 8 litrów mleka, to sprawia, że produkty są pyszne zarówno na ciepło, jak też na zimno.

Jeśli nie masz pomysłu jak wykorzystać Zottarellę w swojej kuchni możesz zainspirować się przepisami zamieszczonymi na oficjalnej stronie producenta – przetestowałam kilka i w mig pojęłam, jakie to proste! Potem pomysły same wpadały do głowy jak tylko zobaczyłam serowe kuleczki w lodówce. Który smak, rodzaj jest moim ulubionym? Ciężko powiedzieć, bo każdy ma w sobie to „coś”, co sprawiło, że kuchnia była różnorodna i wielowymiarowa – choć przez kilka dni jedliśmy wszystko właśnie z Zottarellą.